wtorek, 27 lipca 2021

Służba konna Armii Kettlerów - Rossdients

Czas na mniej regularne jednostki dotyczące pospolitego ruszenia armii Kettlerów.


Źródła (tutaj posłużę się zapisem wprost z podręczników systemu Ogniem i mieczem). Może uzupełnię temat o coś więcej.



Idąc tym tropem dobrałem modele i nadałem im pewną własną interpretację formacji.
W przypadku Lehnsfahte jest to istny miks modeli brandemburskich szwedzkich i dunskich i cesarskich oraz kozaków RON, celem oddania różnorodności i niskiego stanu wyposażenia jednostki.
W przypadku Hofesfahne zdecydowałem nieco ujednolicić strój i nadać bardziej poważny wygląd chorągwi.
Do tego dodaję dowódce tych formacji


















Oj Janek Janek ;)


 


Jan II Kazimierz Waza

"Z Bożej łaski król Polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflancki, smoleński, siewierski i czernihowski, a także dziedziczny król Szwedów, Gotów i Wandalów, Król Prawowierny"


Jak to powiedział przyjaciel z wspólnych gier jestem tam gdzie kończy się już hobby a zaczyna zwyrolstwo ;p


"Kazik ile razy Ci mówiłam! Popraw ten kapelusz! Bo cie znów krzywo na malują!


Praca konkursowa.

Zachęcam do udziału ;) 

https://strategie.net.pl/viewtopic.php?f=231&t=19823&sid=1cad3047bc38255bb974aa925bb9cc4a






niedziela, 25 lipca 2021

Zemsta nigdy nie jest dobrą Panią!

Prolog.


Liv nie zaznał spokoju,
Wróciwszy do z powrotem do ojczystej ziemi zastał tylko zgliszcza..
Domostwo, w którym wychowywali z żoną ukochane dzieci wiało pustką.. i to już dawno nie zamieszkaną.
Żona nie wytrzymawszy trudów i szybko zmarła poddając się suchotom, a synowie rozeszli się w świat. Zaciągnąwszy się do armii, poszli szukać Ojca
Skulony w zimnym domostwie, zbity jak pies marzł wiele godzin. Nic nie pomagło, nawet zniszczone w złości proste drwalskie meble!

Czas jednak zamiast wracać i dać mu szanse na zmianę biegu zdażeń, biegł dalej, a z każdą godziną żal zamieniał się z powrotem w złość!
Znów kochanka zemsta wracała i pompowała krew w jego żyłach.

I choć przysięgał ledwie dwie niedziele temu, że tak już nigdy ale to nigdy nie wróci.. właśnie skierował swego rumaka z powrotem w kierunku nie gasnącej zawieruchy..

.......

Przed nim stało 300 muszkieterów duńskich. Przerażonych chłopców w zbliżonym wieku do jego potomnych.
Nieokrzesanych, nie ostrzelanych z świeżego poboru. Lecz już te kilka dni spędzonych z swoim dowódcą zmieniało ich w mężczyzn..

Słynny dowódca duchów, nie dogoniwszy swojego korpusu, właśnie zaczynał nową historię, jako porucznik w armii Królestwa Dani. Niedługim czasem miało o nim znów być głośno!







Korpus w którym służył nie przypominał tych z norwegi.. I o ile jego krajan można było nazywać braćmi godnymi samego Franciszka z Asyży, tak u duńczyków trudno było szukać przymiotów zwanych skromnością albo brakiem przepychu.

Oddziały dobrze doposażone, z liczną rajtarią w pysznych kolorowych szatach, z solidnym wagomierzem wsparcia artyleryjskiego mogły budzić podziw.

Ale jak to bywa w ciemnym zamutzie, wszystko pięknie wygląda do mementu gdy nie padnie poświata tlącej się świeczki..

Tak i było z tą duńską awangardą. Wystarczyło spędzić kilka godzin w obozie by przekonać się że większy porządek można znaleźć na pchlim targu w pobliskiej mieścinie.

Całością dowodziło tęgi oficer o rybich ustach i maleńkich oczach, który bardziej nadawał się na dobrego zarządcę niż wodza wojska. Co gorsza jego podwładni adiutanci do niedawna jeszcze spijali mleko matki.. to nie wróżyło dobrze dla przyszłości korpusu.
W tym stadzie owieczek był jeden wilk, a na imię mu było Johannson!

AKT I


Na przeciw Duńczyków stanął Korpus Brandemburski, ten sam z którym niedawno zwarł się Norwegami. Tym razem jednak Prusacy nie tylko nie wyglądali na pobitych ale także doposażeni w baterię dział, sprawiali wrażenie bardziej zorganizowanych niż Duńczycy.

Już sam wybór miejsca bitwy, gdzie w centrum mądrze ustawiona artyleria kontrolowała pole bitwy, boki zabezpieczone były przez wieś (szybko obsadzoną przez dragonie)  lasy i mokradła dawały wyraźną przewagę oponentom.
Duńczycy pogubieni i źle dowodzeni dopiero starali się wtoczyć własną artylerię na pobliskie wzgórze.. 
Sam początek batali, gdzie rajtaria przedniej straży została odepchnięta obnażało niekompetencje Duńskiego dowództwa.
Próba ataku szybko zmieniła się w rozpaczliwą defensywę.

Całość nadziei spadło na skrzydło gdzie nieliczna rajtaria krajowa wsparta awangarda najemnych akerbuzerów prowadzonych przez młodziana o rycerskiej fantazjim miała doprowadzić do przełamani i oskrzydlenia przeciwnika. Skrzydło na którym właśnie w stronę pobliskiego zagajnika z swoimi ludźmi wkraczał Liv.














AKT II

Lewe skrzydło:
Odrzucona rajtaria cofała się oczekując wsparcia piechoty i artylerii. Walka o wieś była przegrana.
Teraz liczyło się aby nie dać się złamać. Tym bardziej że wroga dobrze dowodzona rajtaria cofneła się dając pole do popisu artylerii, która coraz skuteczniej nękała linie dunczyków.

Centrum:
Dowódca ponaglał puszkarzy i piechote.. probując nadrobić stracony czas. 

Prawe skrzydło:
Liv postanowił nie zwracac uwagi na niekompetencje kadry dowódczej skupiając się na swoim. 
Przed bitwą współpracując z lokalnymi partyzantami doskonale zaplanował manewr opanowania centrum. Zajmując wcześniej knieje w spokoju oczekiwał nadejścia wrogich dragonów.
Jego "dzieci" odnajdywały spokój w swoim dowódcy. I choć miał być to ich chrzest bojowy dzięki dzięki niemu nie wątpili w zwycięstwo.

Miedzy drzewami widać było już pierwsze sylwetki wrogiej piechoty. Na ustach Liva pojawił się szyderczy uśmieszek. Już na pierwszy rzut oka widać że wróg nie znał się na sprawie. Tak!, szła na nich lokalna podragoniona milicja, zupełnie nie wiedząc że pchają się wprost w paszczę lwa.
Uwadze Liva nie umknęło delikatny ruch z lewej strony gdzie grupa partyzantów duńskich, przygotowywała się do poprawionej salwy na bok zbliżającego się wroga.

Jeszcze tylko chwila.. kilka uderzeń serca.. znów poczuł przyjemny metaliczny smak przygryzanej wargi.

Milicja pruska w ostatniej chwili zorientowała się o obecności wroga.. ale było już za późno. Zanim zdołali ustawić się w formacje strzelecką.. padła palba podopiecznych norwega. Linia milicji załamała się i wtedy padła salwa, tym razem z boku, która postawiła przysłowiową kropkę nad i. Prusacy uciekali ponaglani kolejnymi strzałami i jękami padających od kul pobratyńców.. Las należał do Liva!!


Akt III

Lewe skrzydło.
Rozpoczął się ostrzał obu lini piechoty. Celuj! pal!- słychać było w obu jeżykach. Wszystko wspierała artyleria bijąc na dalekim zasięgu. Bitwa nerwów gdzie miał wygrać bardziej wytrzymały.

Centrum
Udało się wreszcie podtoczyć artylerię ale ukształtowanie tereny nie dawało zbyt dużego pola do popisu. Pojedyncze próby wychylenia za wzgórza konczyły się celnym ogniem wrogiej artylerii. Pozostało przertwać i odgryzac się nieskutecznym ogniem na flanki. Tak naprawdę obie armie stanęły w defensywie bez możliwości przeprowadzenie sensownej akcji zaczepnej.

Prawe skrzydło

Liv wraz z swoimi ludzmi obsadził skraj lasu wcelowany w nadjeżdżającą awangade pruskiej jazdy.
Oczekując wroga obserwował jak najemna akerbuzeria właśnie wykonywała manewr okrążenia i szarzowała kolejna z rajtari pruskich celem oskrzydlenia wrogiej piechoty, która zajeła drugi z pobliskich zagajników.
Plan był naprawdę dobry!
Akerburzysici ruszyli cwałem a na ich czele z uniesionym rapierem szedł sam młody oficer. Liv zmrużył oczy. Młodziakowi nie brakowało ani odwagi ani fanazji.. za to rozum szwankował. Widać że nasłuchawszy się pieśni pełnych patosów rycerskich nie wiele znał się na taktyce wojennej i takie zachowanie aż prosiło się o krzywdę.

Krzywdę która nadeszła z ramion broniących się przed szarża rajtarów. Ramion które uniosły z olestrów pistolety i hukneły salwą w wroga. Akerburzysci doszli do wroga.. doszli ale bez swojego dowódcy, który jak w jego książkach padł w honorowej szarzy.. Zginioł w zdziwieniu, trafiony wprost w młodzieńcze serce.
I choć obrazek był pełny patosu w głowie Liva tkwiło jedno słowo: Idiota!
Przez niego przegramy!
Na szczęście Akerburzyści odrzucili wroga nie załamując szarzy.

Odwróciwszy się od tej sceny jak od złego snu Johannson poprawiał szyki swojej piechoty gotowy na przyjęcie wrogiej rajtarii - znów wszystko zależało od niego!

Akt IV

Lewe skrzydło i centrum
Bez zmian

Prawe skrzydło
Miedzy rajtarami przebijał się goniec krzyczący do akerbuzerów: Rozkaz od dówdztwa! Kontynuować! Nacierać!
Kolejne uderzenie awangardy najemników rozbiło wroga rajtarię, ale na okrążenie było już za późno.

Ludzie Liva złożyli się na kraniec lasu i oddali salwę zaskakując wrogą jazdę. Celny ostrzał mimo nekajacego ostrzału wrogiej piechoty załamał szarże przybyłych posiłków.
Prusy zaczęły się cofać.

Bitwa wyglądała powoli za wygraną. I wtedy stało się coś czego żadna ze stron się nie spodziewała.
Okolicą targnął wybuch przypieczętowany słup ognia za wzgórza którym stała Duńska artyleria.

Krzyk wrzask i rżenie koni.. w stronę lasu biegli jak w obłędzie pojedyńczy muszkieterzy krzycząc:
dowództwo nie żyje! ratuj się kto może!

Wybuch amunicji dosłownie zmiótł miejsce w którym do niedawna stacjonowała duńska artyleria wraz oficerami i piechotą

Liv był w szoku..
chyba obecnie mimo najniższego stopnia był jedynym oficerem na placu boju!



Akt V-VI

Lewe skrzydło
Przeżyły dowództwa który stracił kontakt z prawą stroną a co najważniejsze z dowódca armii, starał sie uporządkować swoje linie i zawrócić jazde krajowa która właśnie wycofywała się nie wytrzymawszy nerwowej sytuacji.

Prawe skrzydło

W normalnych okolicznościach byłoby już po bitwie. Ale w tym całym bajzlu stał Liv Johanson! Człowiek przed którym drżał każdy oficer szwedzki na tym terenie działań.
Pędził miedzy liniami jazdy i piechoty uniesiony skrzydłami zemsty! Wydawał rozkazy, wykorzystując jeszcze niepewność prusaków, nakazał nacierać podległym mu obecnie ludziom

Z lasu który jako jedyny stał na jego drodze padały salwy pruskiej piechoty gdzie każda z nich mogła zakończyć jego żywot.

Nie zważał na to tylko, szedł po swoje!

I choć wróg nie wiedział o tym, że nie sposób samemu skordynować szarży tylu działów, na skutek pewności norweskiego dowódcy zaczął ustępować pola.. A Dania napierała.

I tak w pewnym momencie mimo przewagi prusacy straciwszy skrzydło poddało bitwę
Przegrali będąc potencjalnie zwycięzcami.

Menewr Liva jeszcze setki lat później będzie inspiracją dla norweskiej sztuki wojny.. o czym przekonały się takie mocarstwa jak Rosja czy Hitlerowskie Niemcy.






Podziękowania dla Swawolnika za bardzo przyjemną grę.. w której akcja była bardziej wartka niż w brazylijskim serialu. Było wszystko, nerwy śmiech i fajerwerki!!