czwartek, 25 lutego 2021

Zdrajcą i Bohaterem zwany!

 







Siły Litewskie 12 ps


Siły Jerzego Sebastiana Lubomirskiego 15 ps


Prolog.


Rotmistrz chorągwi usarskiej, Stefan Rakoczy trzymając w ustach nadłamaną trzcinę, wsparwszy głowę o bogato zdobione tureckie siodło raczył się ciepłymi promieniami słońca.
Wracając myślami do wielu bitew kiedy to ganiali za Szwedami pod wodza JWO Marszałka Lubomirskiego, nadal nie mógł nic zrozumieć całej tej dworskiej intrygi.

Oleju mu w głowie nie brakowało, niemniej jednak wychowany w patosie rycerskich zachowań ciężko mu było zrozumieć dlaczego, największy i najwierniejszy obrońca Króla za potopu szwedzkiego obecnie zdany na infamilie, musiał zbrojnie domagać się swych praw.
W tych momentach cieszył się swym prostym żołnierskim życiem, gdzie wszystko rozstrzygało się końcem pióra jego szabli, bez intryg i knowań.
A jedyne fortele jakie stosował to podchodząc wroga lub co bardziej gładką niewiastę…
Właśnie.. niewiasty.. istna jego słabość, przez która nie raz o mało nie gardłował.  I chyba tylko dzięki pani fortunie udało mu się wyjść z dotychczasowych miłosnych igraszek bez większego uszczerbku.

Ale cóż zrobić, kiedy Bóg nie tylko krzepką rękę dał imić Stefanowi ale i też lico, które tak łatwo sikoreczkom w oko wpadało.
Poza tym, nie raz go dziadunio pouczał; „kiedy masz talenty to je rozwijaj bo tak rzecze Pismo!”
Dlatego oręża używał sprawnie nie tylko w boju ale także…

Rozmyślania przerwał mu pachołek, który zasłoniwszy słonce, stając nad nim, ledwo dysząc próbował coś nie składnie wyjaśnić:
- Panie nieszczęście! I kara Boska! Eeehhhh… Trza ruszać i z pomocą uderzyć. Panie! Eeehhh… ledwiem tu galopem dotarł…
Rozsierdzony Rotmistrz podnosząc się na łokciu i huknoł:
- Gadaj zdrów, w czym sprawia pachołku bo każę Ci ten kark wygarbować! Tylko składnie bo mi czas marnujesz!

Chwile później rotmistrz biegł przez obóz ponaglając swoich towarzyszy, nakazując natychmiastowy wymarsz. Prężni husarze nie założywszy niczego więcej niż to co mieli na sobie skoczyli do Koni.
Sprawa była gardłowa!



Akt I

Narastający od 1661 roku spór opozycji przeciwnej wzmocnieniu władzy królewskiej ze stronnictwem dworskim Jana Kazimierza doprowadził do oskarżenia przywódcy opozycji Jerzego Lubomirskiego o związki z obcymi państwami i podżeganie wojska do buntu. W grudniu 1664 roku sąd sejmowy skazał hetmana za zdradę stanu na utratę urzędów, banicję i infamię... Jerzy Sebastian pozbawiony praw został zmuszony do wycofania się na Śląsk wraz ze swoimi wiernymi oddziałami, w drogę zabrał ze sobą złoto i kosztowności z wiśnickiego zamku... Gdy już zbliżał się do granicy królestwa drogę zastąpił mu silny podjazd litewski, wezwany na pomoc przez samego monarchę by stłumić rebelię, słabszy, ale zmotywowany bo po okolicy rozeszła się wieść iż Lubomirski ucieka z kraju wraz z rodowymi klejnotami... Był ranek, 17 czerwca, słońce powoli wstawało... Hetman patrzył uniesionym wzrokiem wstecz za ukochaną ojczyzną... Jego przemyślenia przerwał straszny rwetes...

[Autor Konrad Rakoczy]


Jerzy Sebastian Lubomirski niedowierzał własnym oczom.. Jak to możliwe że taki stary lis jak on mógł dać się podejść jak prosta przechodka! Ruszywszy do wsi z wojskiem najemnym i lżejszego znaku celem zdobycia prowiantu, chcąc przy tym swoim majestatem powstrzymać żołdaków od zbytniej krzywdy na ludnośc, nie spodziwał się takiego obrotu sprawy.
Reagował błyskawicznie ale bałagan i harmider był godny krakowskiego rynku w upalny dzień handlowy!

Cholerni kirasjerzy, którzy weszli na opłotki wsi kłócili się sobą, bluzgając w charakterystycznym austryjackim języku. Choć nie wszystkie słowa było można wychwyć z tej odległości, to z pewności te które dochodziły do uszu Sebastiana mogły być godne co najwyżej murwy portowej!

Idioci zupełnie nie widzieli jak od drugiej strony wsi szło na nich zdyscyplinowane kwarciane wojsko z zamiarem dalece odbiegłym od polskiej gościnności

Taka to już pociecha z wojska zaciągowego!

Na szczęście krótkie sygnały trąbek po drugiej stronie wsi wskazywały, że polskie chorągwie wierne Jerzemu karnie ustawiały się do odparcia nawały Litwinów…

Tak Litwinów! Jak się okazało pierwsi którzy zaszli drogę Jerzemu Sebastianowi Lubomirskiemu wracającemu z wygnania byli właśnie boćwiarze. Co ich tu przywiało można było tylko się domyślać.. 
Jedno było pewne wykonując rozkaz psia mać powsinogi Króla Jana, postanowili stłumić iskrę buntu zanim zaczęła się dobrze tlić.. I co gorsza wszystko wskazywało na to że im się to uda.





AKT II

Centrum wsi.

Polscy dragoni, osamotnieni przez najemną rajtarię, biegli ku najbliższym domostwom uciekając przed rozpędzonymi Litwinami. Dopadwszy do drzwi domostwa wbiegli do ciemnej sieni czując niemalże oddech chrapi końskich łbów szarżującej kawalerii. Jedyny który zachował przytomność umysłu to wysoki Kapitan, który choć w myślach już przeklinał ten dzień, nie dając po sobie nic poznać na szybko lokował strzeców przy wąskich okiennicach.
Kiedy ostatni ludzie z jego oddziału dopadli do odrzwi domu kłaniając się wpas by przeskoczyć w biegu chamski próg, padł rozkaz: Ognia!
Zagrały pojedyncze muszkiety, nieskładnie i bez szansy uczynienia większego uszczerbku wrogiej linii kawalerii.. niemniej jednak tamci zwolnli!
Coś było nie tak.
Kilka sekund później świat zabłys a domostowo zachwiało się jak niewielka łaba miotana falami sztormu, który wyrywał fragmenty desek i odbierał ludzkie istniena. Ognisty podmuch szedł z zabudowań po prawej, to wroga dragonia znacznie lepiej wcelowana raziła skutecznym ogniem świeżo utworzony przyczółek.


Lewa flanka

Jerzy mógł tylko zaciskać pieści ze złości, mimo wysłania gońca połowa rajtarii odchodziła od wsi łamiąc linie. Drugie 3 kornety w pancerzach biernie stawały w szyku obronnym ani myśląc pomóc złapanym w pułapkę dragonom.
Zawrócił konia i ruszył na niesubordynowanych najemników, modlił  się w myślach o to by pozostali w wsi wytrzymali pierwsze uderzenie Litwinów.


Prawa flanka

Widząc co się dzieje rotmistrz kozackiej jazdy zawoławszy pachołka kazał mu co tchu lecieć do obozu i wezwać chorągiew husarską! Wszystko leżało w rękach tego młokosa..
Widząc zbliżająca się na nich karna rajtarię i pancernych wroga czół, że mając do pomocy jedynie lekko zbrojnych wołochów i dwie niewielkie chorągwie wolontarzy mogą nie wytrzymać nawet kilku pacierzy w walce z doświadczonym kwarcianym wojskiem.
Na razie się cofali.. pytanie jak długo się ta sztuka uda.







AKT III

Lewa flanka

Gromki głos Lubomirskiego w prawie nienagannym języku ojczystym przerwał 
dysputę miedzy Kirasjerami. Z tłumu jeszcze próbował zaoponować jeden z żołdaków wychodząc naprzeciw dowódcy klnąc z niezadowolenia godnego Agi który dowiedział się że tym razem jasyru nie będzie.
Zanim zdążył przemyśleć swój błąd zdmuchnął go wystrzał z pistoletu trzymanego w prawicy Jerzego.
Dowódca nie zwróciwszy nawet uwagi na zsuwającego się z kulbaki dywersanta, milcząc zbliżał się do linii rajtarów. Nie przezwyczajony do takich postaw obecne napawał się strachem, który szklił się w oczach pozostałych najemników.. przemowa która układała mu się w głowie dopiero właśnie dojrzewała..


Centrum

Rajtarzy wyciągnęli pistolety z olestrów tworząc nienanganna linie, przygotowując się do ostatniego argumentu który miał odgonić szarzujących litwinów..
Przyszło im nie raz oglądać szarże tych odważnych ludzi, którzy choć często uzbrojeni jedynie w wygiętą szable nie raz dawali popis pod murami ich ukochanego wiednia.
To właśnie tak Polacy pokazywali nie raz, że ich największym orężem jest ich własna fantazja, która łamała szyki najdoskonalszych chorągwi tureckich, przełamując je z dziecinną łatwością.
Tym raz jednak na drodze Polaków nie stali opaleni słoncem Osmanie, ale karni rajtarzy Świętego Cesarstwa Rzymskiego, którzy mieli po raz pierwszy spróbować się z polską nawałą..
Przez te ostatnie kilka sekund austryjacy mogli tylko podziwiać jak polskie chorągwie w pełnym galopie przenikają się wzajemnie, każda wycelowana w konkretny punkt linii obrony. Taką sztuczkę potrafili właśnie tylko Polacy, każda inna armia dawno by się w tym manewrze pogubiła.
Ojcowie nie raz im mawiali, uważajcie na nich! To nie ludzie tylko istne diabły na rumakach.
Teraz mogli tylko żałować że się ojcowizny nie słuchali.

Padła slawa z uniesionych ramion rajtarów, ostatnia deska ratunku. Może na innej armi zrobiło by to wrażenie, ale nie na zaprawione w boju kwarcianych. Próba odgonienia ich była tak skuteczna jak wywijanie kijem przed rozwścieczonym niedźwiedziem..
Przez dym oparów strzelniczych przelecieli polacy niesieni na skrzydłach swojej fantazji.. z gardeł słychać było gromkie „Jezus!! Maria!!”..

Młody rajtar nawet nie zauważył kiedy linii się złamała, wszystko działo się tak szybko, przyklejony głową do szyji końskiej, widząc błysk polskich szabli spadających na karki towarzyszy galopował w bezładnej ucieczce przeklinając dzień w którym zgodził się za pieniądze walczyć z tymi Lachami.
Teraz liczyło się tylko jedno.. przeżyć!


Prawa Flanka

Wojska prywatne Jerzego cały czas się cofały dziwiąc dlaczego Litwini jeszcze nie atakują, tym bardziej że z wioski wypadli w popłochu uciekający rajtarzy sieczeni przez ich pobratyńców.
Ale Rotmistrz wiedział.. to wojsko Kwarciane sprawione w boju.
Atakować nie musieli, wiedząc że zbyt odważna szarża może być niefortunna. Pozatym idać równym marszem zbliżali się do ofiary jak żbik podchodzący swoją ofiarę. Czekali aż dołączą do nich pozostałe chorągwie które kończyły rozbijać linie rajtarów.
Rotmistrz czuł jak pętla zaciska się na ich szyjach! Zmienić postać sprawy mógł już tylko cud!!







AKT IV

Centrum wioska

Zbita garstka dragonów stojąca za plecami swojego kapitana mierzyła celując swymi muszkietami w kierunku wejścia do domostwa. Ręce drgały, a płuca odmawiały posłuszeństwa duszone dymem unoszącym się po poprzednich wystrzałach.
Kapitan stojący z przodu cieszył się ze jego podwładni nie widzą jak drzy jego ręka, dzierżąca rapier skierowany sztorcem w kierunku odrzwi.. W to że ta drobna igła może powstrzymać kolejną nawałę polskich szabli mógł wierzyć tylko wariat. I to on miał być tym Wariatem
Czas biegł wolno, a dragoni w milczeniu wyczekiwali cudu i wroga.. żaden z nich jednak nie nadchodził.


Prawe skrzydło

Z cudami tak bywa, że jeśli się w nie bardzo wierzy lub pożąda potrafią zaskoczyć i przyjść w najbardziej niespodziewanym momencie, jak zapomniany dług u żyda.

Tym razem objawił się on w wyłaniającej się za wzgórza chorągwi prowadzonej przez samego Stefana. Towarzysze usarscy nie czekali nawet na rozwój wypadków, tylko od razu ruszyli rysią na wroga.
Na ten widok zerwały się pozostałe chorągwie idąc w surkus swoim wybawcom.

Litwini zaczęli się cofać zupełnie zaskoczeni nagłym pojawieniem się tak poważnego znaku.
Husarze pochylili kopie, rozpoczynając swój śmiertelny taniec. Pancerni na chwile zamarli widząc ten widok.. po raz pierwszy chyba w historii husaria nacierała na swoich. I choć miała być to bratobójcza i smutna walka nie sposób było odebrać piękna temu widowi.

Pancerni patrzyli w osłupieniu jak jak ich towarzysze Rajtarscy, z którymi ramie w ramie wygrywali tyle bitew, byli dosłownie rozrywani przez husarskie kopie. Tego nawet nie można było nazwać pojedynkiem.. wynik był przesądzony zanim odziały się zwarły, tym bardziej że cześć Rajtarów zrobiła to co potrafi najlepszego zrobić zawodowy żołnierz widząc majestatyczną szarże Polskiej kawalerii. Mówiąc kolokwialnie salwowali się ucieczką do najbliższego zagajnika licząc, na to że matka natura da schronienie przez nieuniknionym…

Lewe Skrzydło

Do wsi na czele kilku kornetów rajtari zbilżał się Jerzy Sebastian Lubomirski, kątem oka obserwując resztki wcześniej rozbitych pancernych kirasjerów. Poprzysiągł sobie wyjaśnić to z nimi już po bitwie, teraz nie było czasu na takie kownenanse..
Wściekły jak Zeus szedł na wrogie chorągwie jakby nie przejmując się tym że dopiero co rozbiły jego liczne odziały. Sami rajtarzy też jakby ożywieni jego postawą, a tak naprawdę strachem przed jego gniewem szli miarowym krokiem w stronę wroga. Wyglądało na to że dojdzie do decydującego starcia.



Akt V


Prawa flanka

Szarża choć udana, wprowadziła prawdziwy chaos miedzy odziały, które uderzyły na rajtarów, pomieszani wołosi, kozacy zupełnie się pogubili..
Na szczęście Rakoczy zachował zimną krew i krzycząc na marudów rozpychał ich bokami swojego rumaka pokazując swoim podwładnym kierunek dalszego uderzenia.
Bitwa nie była jeszcze skończona. W ich stronę rysią szli dumnie litewscy pancerni.
I tak oto miało dość do obrazka nad którymi zastanawiał się nie jeden hetman. Zderzenia dwóch poważnych znaków rycerstwa polskiego. Husari z pancernymi.
I to nie byle jakich.. Chorągwi Pancernej samego Janusza Radziwłła z Husarią samego Jerzego Lubomirskiego.

Zderzenie dwóch światów, które dotychczas razem podbijały świat budząc grozę i strach w sercach przeciwników Rzeczplitej!
Świata Litwy i Korony, świata dwóch najbardziej wpływowych magantów osławionych wieloma bojami!
I co najważniejsze szansa upustu emcji, które do dawna drzemały w obu narodach. Narodach które zdradzone przez swoich władców, na siłę zjednoczonych wbrew ich woli. Narodów dzierżonych przez władców, którzy z łatwością zwykłej przechodki najpierw obiecywali a później zabierali.
I trudno dochodzić kto miał w tym sporze racje. Jedno było pewne, pozornie miłujące się dwie połówki jabłka od dawna już gniły od środka nienawiścią.

I ta nienawiść miała teraz przerodzić się w majestatyczną szarże dwóch niedźwiedzi, które za kilka sekund miały złapać się w śmiertelnych uściskach.
I choć ktoś mógłby próbować od razu zgadywać wynik wskazawszy husarię.. to jednak baczniejszy obserwator zauważyłby że pojedynek ten był aż naddto sprawiedliwy. Otóż nie dość że panowie bracia husarze już złamali drzewka, to w dodatku w pośpiechu iścia z pomocą, znaczna ich cześć mogła poszczycić się co najwyżej zarzuconą kolczugą lub trzymanym w ręku kałkanem – na przywdzianie zbroi brakło czasu.

Litwinów zgubiła pewność. Przyzwyczajeni do walki z moskalem lub kozakiem jakby zapomnieli, że po drugiej stronie naciera na nich elita świata, dopiero jak się zwarli husarze dziwnie urośli.
A na czele tej monolitycznej góry królował Stefan Rakoczy, który siekąc swoją czarną szablą zrzucał z kulbak pancernych jakby to były zwykłe kukły a nie elita wojsk litewskich.
Jego umysł przysłoniła czerwień i myśli które skupiały się wokół kilku krótkich zdanań; „ Ja wam dam Litewskie chamy! Poczujecie gniew Polskiego szlachcica!”
Nic już nie mogło powstrzymać jego gniewu, tak jak i jego przedłużenia w postaci ramion towarzyszy.
Chorągiew nie zatrzymała się na pancernych.. depcząc ich doszli do zabudowań i wpadli miedzy domostwa..

Dragoni próbowali się bronić, lecz nie mieli szans.. Gniew husarzy wydawał się nie kończyć.

Resztę wojsk litewskich uratowały zmęczone mięśnie, które odmówiły w pewnym momencie dalszego udziału w rzezi.

Dyszącego okrwawionego Stefana mijał sam Jerzy Lubomirski prowadzący zwycięskich rajtarów, którzy podążali za rozbitymi Litewskimi kozakami, którzy dotychczas zwycięscy widząc obraz siły z jaką usarze dosłownie zmietli całe skrzydło jakby stanęli zamurowani nie potrafiąc walczyć z Rajtaria.

Litwa poraniona wycofywała się..
Jerzy jednak zakazał pościgu.
Tak naprawdę to był smutny dzień.. gdzie Polska ziemia piła jedynie polską krew.
Zupełnie nie potrzebne poświecenie żołnierza, który przesuwany po planszy ginął ku uciesze próżności możnowładców.




Epilog.

Przez obóz kroczył posępny jak śmierć Stefan, dopiero teraz dotarło do niego co właśnie uczynił.
Jego czaszkę rozrywały myśli, a wściekłość nadal tętniła w żyłach.
Wystarczyła iskra..
Kiedy podniósł wzrok zauważył grupkę ocalałych dragonów, otoczonych przez stado kruków.. Tymi krukami byli szydzący z nich rajtarzy, którzy drwili z nich wykrzykując coś w nieznanym dla niego języku, przodował im jakiś oficer
To wystarczyło.
Zaszedł mu drogę roztrącając po drodze rajtarów i bez zastanowienia huknął, sięgając ręką w kierunku miejsca w którym zwisała jego czarna szabla:
- Stawaj waść skoroś taki hardy! Zobaczymy jak teraz zaszczekasz pludraku!
Czarna szabla opuściła pochwę..

I znów kostucha miała dziś zatańczyć, ale tym razem miała popłynąć nie polska krew!




sobota, 6 lutego 2021

Uparci Norwegowie




Epilog

Z łoża wstał zasępiony Jørgen Bjelke. Na zewnątrz namiotu słychać było trąbkę, która piskliwym głosem próbowała przebić się przez mleczną mgłę która spowiła obóz norwegów.

Piechurzy wylęgający z namiotów ponaglani przez oficerów marzący jeszcze o chwili snu, patrzyli otępiałym wzrokiem na otaczającą ich rzeczywistość.

Jørgen wrócił do myśli z dnia wczorajszego, a właściwie wczorajszej nocy..

Po sukcesach które odniósł miesiąc temu wypędzając Szwedów na czele nielicznego liczacego 2000 ludzi kurpusu z prowincji Jeamtland i Herjadalen obecny obraz sytuacji juz nie napawał takim entuzjazmem.

Szwedzi byli w kontr ofensywnie.. znieśli sojusznicze korpusy Duńczyków i obecnie ich siły ruszyły na upartych norwegów.

Co gorsza nieliczna rajtaria krajowa została zniesiona 2 dni temu przez silny podjazd szwedzki.

Jørgen czuł się dosłownie ślepy, brak wiedzy na temat sił wroga, ich rozmieszczenia powodował że jego nieliczny korpus łatwo mógł wpąść w pułapkę...

Jedyne co mogło uratować norwegów to łud szczęścia i pogoda która mogła się okazać jedynym wiernym sprzymierzeńcem.

Wychodząc przed namiot w myślach błogosławił lepką i zimną mgłę która starała się wniknąć wszędzie.. Nikt jej nie lubił.. ale wydawało się, że to właśnie piechota, szczególnie tak uparta jak norwegowie mogła znieść lepiej tą biała pierzynę jaka przykryła okolicę..

Wszyscy czuli że do batalii dojdzie już dziś... oby tylko wytrzymac i kolejny raz odperzeć silniejszego wroga.

Oby...

Siły norweskie 19 ps


Siły szwedzkie  24 ps

 

Akt I

Do dowódcy zbliżało się dwóch ludzi. Rosły o sprężystej postawie Irlandczyk i znacznie niższy lekko przygarbiony na oko 40 letni mężczyzna o lisim spojrzeniu i złodziejskim uśmieszku.

Pierwszego z nich doskonale znal, to kapitan dragoni. Jedynej jednostki która jeszcze zachowała konie w jego korpusie.

I to do tego się zwrócił ignorując niższa groteskowo pokrętna postać.

- Panie Generale wrócił zwiad - zwrócił się jak zawsze nienagannie Irlandczyk - proszę o udzielenie głosu zwiadowcy który sądzę że sam przedstawi najlepiej obraz sytuacji.

Niska postać nie czekając na przyzwolenie, co nie uszło uwadze Jorgenowi wypaliła jak z karabinu na jednym bezdechu wyrzucając potok snów;

- panie! Szwedy idą! Siła ich! Może piechoty i dużo artylerii za sobą ciągną! panie..!

Podniesiona ręką dowódcy jak boży miecz objęła dalszej mowy żołnierzowi który teraz zdawał się jeszcze bardziej garbić kurcząc w oczach!

Jorgen obróciwszy się w stronę dowódcy dragoni, nie zważając na dalsze skłony jego podwładnego w sposób stanowczy odpowiedział:

- Irish weźmiesz obie kompanie dragoni i dokładnie rozpoznasz mi sytuacje! Dużo, wiele to żadne informacje. Masz im policzyć włosy na głowie i przyjść z pożadnym raportem!

Widząc prężącego się oficera, który już obracał się na pięcie celem wykonania rozkazów dorzucił jeszcze;

-A i jeszcze jedno! 20 razów dla tego pokurcza tak by nauczył się jak należy zwracać się do dowódcy! Wykonasz to osobiście po bitwie!

Akt II
Dragonia pośpiesznie wracała w stronę głównych sił. Dowódca żałował, że nie obsadził dnia wczorajszego pobliskich wsi choćby jedną kompanią piechoty. Teraz było już za późno.. mógł tylko bezsilnie patrzeć jak wrogie rajtarie wsparte przez piechotę zajmują pobliskie domostwa



 

Sytuacja wyglądała w całości niekorzystnie dla Norwegów. Szwedzi wyciągając wnioski z dotychczasowych klęsk nie dali się już więcej wciągnąć w walkę w lasy i knieje. Tym razem zaskoczywszy Norwegów zmusili ich do podjęcia bitwy w otwartym polu gdzie między łanami zboża miało się okazać w brutalny sposób która piechota wytrzyma więcej.

Pewność Szwedów przerażała. Wsparci przez liczną artylerię  o większym wagomierzu z flankującymi rajtarami od strony obu wsi szli dosłownie po swoje.

Właśnie ta artyleria.. Przy niej na prędce rozstawiane nieliczne regimentówki wyglądały ubogo jak żyd na dworze królewskim.

Aktu tragedii dopełniał brak obiecanych posiłków oddziałów garnizonowych które uzbrojone w ciężkie muszkiety hiszpańskie jako jedyne dały by choćby iluzoryczną przewagę Norwegom.


AKT III

Nie bez powodu
Jørgen Bjelke był znany jako jeden z zdolniejszych dowódców na tym terenie działań. Jego umysł w takich sytuacjach pracował nienagannie, tak jakby to była tylko zabawa... Bitwa była przegrana, to było pewne jak dług u żyda. Teraz liczyło się tylko jedno. Odeprzeć Szwedów i nie dać rozbić korpusu, tak by wykorzystać jego potencjał w przyszłości.

Dragoni, którzy niedawno dotarli z powrotem do linii sił głównych, już pędzili na skraj zabudowań prawej wsi celem odparcia flankujących rajtarów.




Z lewej strony piechota, którą doszła do linii zabudowań prowadząc wymianę ogniową z szwedzką piechotą po drugiej stronie wsi, właśnie obracała się liniami w stronę zachodzących ich od boku kilku kompani rajtarów. Centrum zajmowała Batalia wojsk najemnych i to właśnie niej miała się skupić główna siła wrogiej armii.

Po drugiej stronie równie karnie zbliżały się dwie batalie Szwedów podciągając coraz bliżej swoje regimentówki, których siłę ognia znał każdy zachodni żołnierz na tym terenie działań.
Choć mniej liczni najemnicy i słabiej doposażeni w wagomierz armat, wydawali się nie ustępować, zajmując pewniej pozycje, licząc na osłonę zbóż przez które maszerowali. W tym świetle przy jeszcze nie opadłej mgle nie tak łatwo było dojrzeć sylwetkę piechura przedzierającego się przez łany zboża..

Obie armie mimo już skutecznego zasięgu armat jakby wyczekiwały idealnego momentu na otwarcie ognia.

Pierwsi spanikowali szwedzi.. niemalże jakby widzieli upór i determinacje na twarzach Norwegów. Padło kilka salw.. Jednak kule i siekańce nie uczyniły większej szkody w szeregach najemnej piechoty. Kilka krótkich komend i wszystko wróciło do normy.. Artyleria Norwegów nadal milczała, nie chcąc zdradzić swoich pozycji..









Akt IV

Zabudowania wsi Hagevik prawe skrzydło.
Irish Widząc swoje wozy taborowe kazał dosłownie w biegu spieszyć się swoim dragonom. Dotarli dosłownie w ostatniej chwili. Wrodzy rajtarzy nie widząc wroga już gotowali się aby uderzyć w nieosłonięte tabory. I w tym właśnie momencie jak duchy z mgły wyszli dragoni opierający na swoich ramionach pół-muszkiety, gdzie na nie jednej kolbie wycięte były kolejne bruzdy nożem oznaczające skutecznie odebrane żywota najeźdźcy. Zanim szwedzcy rekruci zdążyli zaaragować linie dragonów spowiła mordercza mgła gazów wylotowych zapowiadających zbliżającą się śmierć. Pierwszy rząd szwedzkiej jazdy padł pokłosem z taką łatwością jak padają łany zboża pod upartym ramieniem Norweskiego rolnika.
Odział szwedzkich rekrutów rozpoczął paniczne wycofywanie się..





Centrum:
Szwedzi oddali kolejna salwę próbując namacać pozycje wroga. Przeklęta mgła nic nie pomagała.
I wtedy odezwała się artyleria norweska. Wymierzone nieliczne działa trafiły punktowo ale z morderczą siła.. odważnie i pewnie kraczący pikinierzy narodowej piechoty szwedzkiej pewni przewagi swojej artylerii zachwiali się.. Siekance wyplute z precyzyjną dokładnością dosłownie masakrowały pierwsze rzędy szwedzkiej piechoty. Batalia się załamała i w sposób nieuporządkowany zaczęła się wycofywać. Gdyby ktoś był wstanie przebić się przez mgłę z pewnością dojrzałby na twarzach najemników uśmiech satysfakcji, w wyniku kolejny raz zaskoczonej dotychczas prawie niezwyciężonej piechoty szwedzkiej.

Zabudowania wsi Roset lewe skrzydło.
Dowódca dwóch podwójnych kompani krajowej piechot szwedzkiej czół jak zaciskają się kleszcze szwedzkiego potwora. Od strony wsi z pobliskich domostw byli już pod ostrzałem wrogich muszkieterów. Środkiem zbliżała się do nich Aldesfana.. a od boku flankowało liczna licząca kilka kompani Rajtaria Krajowa znienawidzonego wroga.
600 piechurów przeciw dwukrotnie liczniejszemu wrogowi…
Ale wiedział że musi wytrzymać..
Wpadł na fortel aby udając łatwa zwierzynę ustawiając się bokiem do rajtarii zwabić ją do szarzy.. I tym sposobem walczyć z wrogiem w falach.
Nic z tego.. doświadczeni Szwedzi znając swoja przewagę, okrążali coraz bardziej mniej licznych Norwegów..
Kiedy wydawało się że sytuacja jest nie do uratowania, błąd popełniła niedoświadczona Aldesfana, która podjechała zbyt blisko. Krótka komenta.. plaba.. i po opadnięciu mgły widać było już jedynie zarys uciekających Szwedów.


AKT V

I kiedy już się wydawało że wszystko idzie po myśli
Jørgen-a o swojej sile i legendarnych możliwościach przypomniała artyleria szwedzka. Znając już pozycje Norwegów wypluła śmiercionośną salwę.. większość poleciało w blok pikinierski.. przy tym wagomierzu cienkie kirysy pikinierów stawiały opór podobny do zasłon alkowych przed nacierającym mężem po długiej wojennej nieobecności. Mniejsze kalibry za to ładując kule grantów uderzyły w lewą baterię Norwegów.. rozrzucając ludzi jak ziarna podczas zasiewu… Bateria zamilkła.

Widząc to najemni pikinierzy nie wytrzymali. Większe legendy wycofywały się po takiej kanonadzie, nawet głoś profosa zawracać na nic się tu zdał. (ps miszczu nie zdał 3x testu na 8 :P.. z czasem było i tego więcej :P).


Widząc obraz sytuacji ruszyła kłusem Szwedzka rajtaria.. Teraz albo nigdy.

Wieś po prawej

Ścigani kolejnymi palbami Szwedzcy rekruci słysząc radosny śpiew rodaków za domostw nabrali nowej odwagi i zawróciwszy wyciągając rapiery i pałasze obniżając je na sztorc przy samych łbach koni ruszyli stepa.. Odwagi dodawał wyłaniający się z wioski blog pikinierski.

Irish który wydawać się mogło zjadł zęby na wojaczce czuł ze to już koniec. Jego dragonom rekrutowanym z plebsu nie można było odmówić ani karności ani umiejętności strzeleckich, które nabrali zapewne kłusując po książęcych lasach. Jednak w starciu z regularnymi jednostkami i jak i kawalerią.. wiedział ze rozsypią się w dwa pacierze.. Cała nadzieja Tkwiła w jego postawie.
- Pierwszy rząd ognia, drugi rząd…
Padła palba raniła nacierających rajtarów ale ich nie złamała..

Doświadczony dówódca wyciągnął swój ciężki clamerone, dodając ducha swoim ludziom.. i wtedy jego żywot odebrał zabłakany strzał z pistoletu szarżującego rajtara.
Ciało szarpnęło do tyłu a świat zaczoł przysłaniać ciemny obraz, a w resztakch tej poświaty ujrzał uciekających swoich ludzi sieczonych przez szwedzkich rajtarów.. to nie tak miało się skończyć.
Zanim zdążył odejść zobaczył rabujących tabory pikinierów..


Wieś po lewej..

Rajtarzy, którzy zajęli dogodne pozycje wyjściowe ruszyli na szybko sformowana linie norweskiej piechoty.
Słychać było kalwińską pieść bojową..
Mgła która się już przerzedziła odkryła okrutny widok 300 nacierających rajtarów. Zwykła piechota już na sam widok by pierzchła.. ale to byli norwegowie. Którzy choć przerażeni nie chcieli dać tak łatwo za wygrana..
I wtedy za pelcami usłyszeli krótkie komendy tak znanych im piszczałek. To z zagajnika wyłaniała się formując linie ogniową spóźniona garnizonowa piechota, która oparwszy o forkiety ciężkie muszkiety nazywane pieszczotliwie „hiszpankami” brała na cel uderzająca rajtarię.

Padła śmiercionośna salwa z dwóch stron.. która przerzedziła rajtarów wyrywając ludzkie istnienia.
Było jednak za późno, rajtarzy wiedząc że teraz albo nigdy wpadli z wściekłością w linie piechoty, mszcząc się za poległych towarzyszy.. Choć uderzenie nie było tak druzgocące to jednak wściekłość rajtarów nakazywała piechocie ustępować krok po krok i tym spoosbem doprowadziła ich do ucieczki.

Jorgen widząc, mimo kolejnych znaków dźwiękowych zwiastujących jego gniew, nadal wycofujących się pikinierów, jak i to ze jego skrzydła zostały rozbite postanowił wydać krótkie komendy do ostatecznej obrony.





Akt VI

Dopiero wysłanie dowódcy wyższego szczebla zawróciło spanikowanych pikinierów.
Tym czasem pozostałe centrum szykowało się do odparcia ostatniego ataku obsadzając pozostawione samotnie działa, zwracając się w strone flankującej rajtari ryzykując ostrzał na plecy zbilżającej się szwedzkiej batalli.

Nieco po prawej stronie nacierała Rajtaria, która widząc zamieszanie w linii batalii postanowiła uderzyć na osamotnioną krajową piechotę Norwegów.

Rajtarzy Ci jednak nie znając jeszcze upartości Norwegów nawykwszy do słabej postawy piechoty duńskiej nie wiedzieli ze pchając się w śmiertelną pułapkę.

Kiedy byli już jakieś niecałe 50 kroków Norwegowie przyklękli ustawiając się w tak bardzo im znaną linie salwową a z kłosów zboża spojrzała na nich lufa nie widocznej dotychczas armatki. Co gorsza nawet piechota najemna zdążyła odwrócić się w ich stronę.. Palba spadła z wszystkich stron..
Ale nie naraz.. po pierwszych stratach z dział i ognia najemników gdzie zachwiany kolos kawalerii wydawał się że dojdzie linii piechoty, padła wyczekiwana do ostatniego momentu salwa Norwegów..
Jej skuteczności mogła pozazdrościć nawet gwardia Królewska…
Resztki Rajtarów którzy zostali jeszcze przy życiu salwowało się ucieczką…

Zaś nie wzruszeni Norwegowie zwracali się w stronę opóźnionych w szarży rekrutów..





Wieś na lewo.

Rozwścieczeni Norwegowie pobiciem pobratyńców łapiąc rajtarów w krzyżowy ogień oddawali kolejne kanonady ogniowe. I nawet atak na tyły kompani niedawno zebranej adelswany nie mogł tego przerwać.
Odrzuciwszy tą śmieszną rajtarię Norwegowie uderzyli w wręcz na rajtarów. Szwedzi nękani z każdej strony ogniem i sieczeni przez piechotę musieli ustąpić.

Bitwa dobiegała końca. I choć strategicznie Szwedzi zyskali przewagę.. to w boju ciężko było wskazać zwycięzcę.
Liczne straty po obu stronach jednak były przychylne dla Norwegów, którzy nie tylko nie zostali rozbici ale ponieśli znacznie mniejsze straty.

Pozostało korzystając z nocy wycofać się i spróbować zagrodzić jeszcze raz drogę zwycięskim Szwedom.

Prolog

Zebrani żołnierze w milczeniu żegnali jednego z najbardziej cenionych swoich oficerów. Irish z prawdziwymi honorami godnymi samego generała chowany był przy osobistej świcie Jorgen-a.
Wszystkich ogarniał smutek.. poza jednym człowiekiem, który zgarbiony jak pokurcz dziwnie szyderczo się uśmiechał..

I kilka zdjęć na koniec







środa, 3 lutego 2021

Jak malować Modele do OIM - miszczu dłubie

 Dlaczego?

To częste pytanie podczas malowania malizn 15 mm.
Postaram się odpowiedzieć na kilka z nich.


Postanowiłem wrzucić Wam krótki poradnik malowania aby pokazać Wam, że w tej skali to naprawdę nie trudne 😉
Sam jestem amatorem pędzla, który coś tam kiedyś podpatrzył u lepszych i stara się to wykorzystać.
I tak po zepsuciu kilku kg różnych modeli cos tam zaczęło wychodzić.
Ale po kolei.
Najpierw model oczyszczamy i konwertujemy (o ile zachodzi taka potrzeba) następnie sprayujemy.
(..Mała dygresja. Moja metoda jest długa i zmudna ale daje mi dużo satysfakcji..)
Jako spray polecam tylko wyroby GW.
Nie śmierdza, szybko i mocno kryją przy tym błyskawicznie wysychając. Do tego dobrze chwytają się powierzchni, przez co znacznie ciężej o zdrapanie farby w użytkowaniu.
Ja wybieram kolor biały, bo nie przełamuje kolorów i pozwala po pewnej sztuczce dojrzeć szczegóły.
Lata już nie te 😜
Następnie tzw pre-shade (ta sztuczka). A tak naprawdę pokrycie modelu washem.
I tutaj znów tylko wyrób GW. W moim przypadku Sephia.
To tylko pierwsza delikatną warstwa washa nakładanego dynamicznie większym pędzlem (może być wasz stary, zużyty pedzelek).
Należy nie zalać modelu i jak trzeba zebrać nadmiar szybkimi ruchami.
Co tym zyskujemy? Brak w przyszłości białych prześwitow na łączeniu malowanych powierzchni, dodatkowe zabezpieczenie modelu i co najważniejsze widzimy szczegóły.




Jakie pędzle?
Cóż ją używam (od niedawna - ale byłem Głupi) Kozłowskiego 0 i 1. Oraz Valejki 1 ściętej na końcu do większych powierzchni (czyli nakładania bazowych kolorów)


Po nałożeniu bazowych kolorów




Użyłem kolorów - tutaj znów polecam farbki valejki, ze względu na nie tylko dobre krycie miły zapach ale brak wysychania ich przez wygodne w użyciu opakowanie (właśnie to wysychanie spowodowało moje odejście od wyrobów GW)

Tutaj jest moment na ewentualną korektę kolorystyki (ją zdecydowałem się na jaśniejsza koszule) Ale uwaga! Bardzo delikatnie warstwy farby.. Czym grubsza warstwa tym gorzej później z szczegółami

Całość modelu woshujemy dobranymi washami



I na tym etapie można by skończyć model wygląda już naprawdę dobrze.

Jednak to co robi prawdziwą robotę to te kilka rozjaśnień które nakładany na wystających powierzchniach (czyli tam gdzie pada światło).
Kolory jaśniejsze można zakupić lub rozjaśniać.
Uwaga rozjaśniamy kremowa farbą a nie biała! Biały kolor przekłamuje rozjaśnienie. W przypadku czerwieni i brązów często lepszą farbą będzie żółtą. Przykładowo dobrane kolory (bazowy pasków i kolor rozjaśnienia)


Najważniejszą jest twarz (tutaj rozjaśniamy nos i brodę. Ewentualnie bardzo delikatnie policzki i brwi)


To twarze i podstawki robią główną robotę w modelach!
Kolejne efekty tzw Wow, wyciąga rozjaśnienie wszelkich pasków, ładownic karabinów. Oraz wszelkich zagięć głównej grupy odzieży. Nie trzeba rozjaśniać wszystkiego. Tylko najważniejsze elementy.
Efekt końcowy


A tak to wygląda już na gotowym oddziale :)