Piechurzy wylęgający z namiotów ponaglani przez oficerów marzący jeszcze o
chwili snu, patrzyli otępiałym wzrokiem na otaczającą ich rzeczywistość.
Jørgen wrócił do myśli z dnia wczorajszego, a właściwie wczorajszej nocy..
Po sukcesach które odniósł miesiąc temu wypędzając Szwedów na czele
nielicznego liczacego 2000 ludzi kurpusu z prowincji Jeamtland i Herjadalen
obecny obraz sytuacji juz nie napawał takim entuzjazmem.
Szwedzi byli w kontr ofensywnie.. znieśli sojusznicze korpusy Duńczyków i
obecnie ich siły ruszyły na upartych norwegów.
Co gorsza nieliczna rajtaria krajowa została zniesiona 2 dni temu przez silny
podjazd szwedzki.
Jørgen czuł się dosłownie ślepy, brak wiedzy na temat sił wroga, ich
rozmieszczenia powodował że jego nieliczny korpus łatwo mógł wpąść w pułapkę...
Jedyne co mogło uratować norwegów to łud szczęścia i pogoda która mogła się
okazać jedynym wiernym sprzymierzeńcem.
Wychodząc przed namiot w myślach błogosławił lepką i zimną mgłę która
starała się wniknąć wszędzie.. Nikt jej nie lubił.. ale wydawało się, że to
właśnie piechota, szczególnie tak uparta jak norwegowie mogła znieść lepiej tą
biała pierzynę jaka przykryła okolicę..
Wszyscy czuli że do batalii dojdzie już dziś... oby tylko wytrzymac i
kolejny raz odperzeć silniejszego wroga.
Oby...
Siły norweskie 19 ps
Siły szwedzkie 24 ps
Akt I
Do dowódcy zbliżało się dwóch ludzi. Rosły o sprężystej postawie Irlandczyk
i znacznie niższy lekko przygarbiony na oko 40 letni mężczyzna o lisim spojrzeniu
i złodziejskim uśmieszku.
Pierwszego z nich doskonale znal, to kapitan dragoni. Jedynej jednostki
która jeszcze zachowała konie w jego korpusie.
I to do tego się zwrócił ignorując niższa groteskowo pokrętna postać.
- Panie Generale wrócił zwiad - zwrócił się jak zawsze nienagannie
Irlandczyk - proszę o udzielenie głosu zwiadowcy który sądzę że sam przedstawi
najlepiej obraz sytuacji.
Niska postać nie czekając na przyzwolenie, co nie uszło uwadze Jorgenowi
wypaliła jak z karabinu na jednym bezdechu wyrzucając potok snów;
- panie! Szwedy idą! Siła ich! Może piechoty i dużo artylerii za sobą ciągną!
panie..!
Podniesiona ręką dowódcy jak boży miecz objęła dalszej mowy żołnierzowi
który teraz zdawał się jeszcze bardziej garbić kurcząc w oczach!
Jorgen obróciwszy się w stronę dowódcy dragoni, nie zważając na dalsze skłony
jego podwładnego w sposób stanowczy odpowiedział:
- Irish weźmiesz obie kompanie dragoni i dokładnie rozpoznasz mi sytuacje!
Dużo, wiele to żadne informacje. Masz im policzyć włosy na głowie i przyjść z
pożadnym raportem!
Widząc prężącego się oficera, który już obracał się na pięcie celem
wykonania rozkazów dorzucił jeszcze;
-A i jeszcze jedno! 20 razów dla tego pokurcza tak by nauczył się jak
należy zwracać się do dowódcy! Wykonasz to osobiście po bitwie!
Akt II
Dragonia pośpiesznie wracała w stronę głównych sił. Dowódca żałował, że nie obsadził
dnia wczorajszego pobliskich wsi choćby jedną kompanią piechoty. Teraz było już
za późno.. mógł tylko bezsilnie patrzeć jak wrogie rajtarie wsparte przez piechotę
zajmują pobliskie domostwa
Sytuacja wyglądała w całości niekorzystnie dla Norwegów. Szwedzi wyciągając
wnioski z dotychczasowych klęsk nie dali się już więcej wciągnąć w walkę w lasy
i knieje. Tym razem zaskoczywszy Norwegów zmusili ich do podjęcia bitwy w otwartym
polu gdzie między łanami zboża miało się okazać w brutalny sposób która
piechota wytrzyma więcej.
Pewność Szwedów przerażała. Wsparci przez liczną artylerię o większym wagomierzu z flankującymi rajtarami
od strony obu wsi szli dosłownie po swoje.
Właśnie ta artyleria.. Przy niej na prędce rozstawiane nieliczne regimentówki wyglądały
ubogo jak żyd na dworze królewskim.
Aktu tragedii dopełniał brak obiecanych posiłków oddziałów garnizonowych które uzbrojone
w ciężkie muszkiety hiszpańskie jako jedyne dały by choćby iluzoryczną przewagę
Norwegom.
AKT III
Nie bez powodu Jørgen
Bjelke był znany jako jeden z zdolniejszych dowódców na tym terenie działań. Jego
umysł w takich sytuacjach pracował nienagannie, tak jakby to była tylko
zabawa... Bitwa była przegrana, to było pewne jak dług u żyda. Teraz liczyło
się tylko jedno. Odeprzeć Szwedów i nie dać rozbić korpusu, tak by wykorzystać
jego potencjał w przyszłości.
Dragoni, którzy niedawno dotarli z powrotem do linii sił głównych, już pędzili
na skraj zabudowań prawej wsi celem odparcia flankujących rajtarów.
Z lewej strony piechota, którą doszła do
linii zabudowań prowadząc wymianę ogniową z szwedzką piechotą po drugiej
stronie wsi, właśnie obracała się liniami w stronę zachodzących ich od boku
kilku kompani rajtarów. Centrum zajmowała Batalia wojsk najemnych i to właśnie
niej miała się skupić główna siła wrogiej armii.
Po drugiej stronie równie karnie zbliżały się dwie batalie Szwedów podciągając
coraz bliżej swoje regimentówki, których siłę ognia znał każdy zachodni żołnierz
na tym terenie działań.
Choć mniej liczni najemnicy i słabiej doposażeni w wagomierz armat, wydawali
się nie ustępować, zajmując pewniej pozycje, licząc na osłonę zbóż przez które
maszerowali. W tym świetle przy jeszcze nie opadłej mgle nie tak łatwo było dojrzeć
sylwetkę piechura przedzierającego się przez łany zboża..
Obie armie mimo już skutecznego zasięgu armat jakby wyczekiwały idealnego
momentu na otwarcie ognia.
Pierwsi spanikowali szwedzi.. niemalże jakby widzieli upór i determinacje na
twarzach Norwegów. Padło kilka salw.. Jednak kule i siekańce nie uczyniły większej
szkody w szeregach najemnej piechoty. Kilka krótkich komend i wszystko wróciło
do normy.. Artyleria Norwegów nadal milczała, nie chcąc zdradzić swoich pozycji..
Akt IV
Zabudowania wsi Hagevik prawe skrzydło.
Irish Widząc swoje wozy taborowe kazał dosłownie w biegu spieszyć się swoim dragonom. Dotarli dosłownie w ostatniej chwili. Wrodzy rajtarzy nie widząc wroga już gotowali się aby uderzyć w nieosłonięte tabory. I w tym właśnie momencie jak duchy z mgły wyszli dragoni opierający na swoich ramionach pół-muszkiety, gdzie na nie jednej kolbie wycięte były kolejne bruzdy nożem oznaczające skutecznie odebrane żywota najeźdźcy. Zanim szwedzcy rekruci zdążyli zaaragować linie dragonów spowiła mordercza mgła gazów wylotowych zapowiadających zbliżającą się śmierć. Pierwszy rząd szwedzkiej jazdy padł pokłosem z taką łatwością jak padają łany zboża pod upartym ramieniem Norweskiego rolnika.
Odział szwedzkich rekrutów rozpoczął paniczne wycofywanie się..
Szwedzi oddali kolejna salwę próbując namacać pozycje wroga. Przeklęta mgła nic nie pomagała.
I wtedy odezwała się artyleria norweska. Wymierzone nieliczne działa trafiły punktowo ale z morderczą siła.. odważnie i pewnie kraczący pikinierzy narodowej piechoty szwedzkiej pewni przewagi swojej artylerii zachwiali się.. Siekance wyplute z precyzyjną dokładnością dosłownie masakrowały pierwsze rzędy szwedzkiej piechoty. Batalia się załamała i w sposób nieuporządkowany zaczęła się wycofywać. Gdyby ktoś był wstanie przebić się przez mgłę z pewnością dojrzałby na twarzach najemników uśmiech satysfakcji, w wyniku kolejny raz zaskoczonej dotychczas prawie niezwyciężonej piechoty szwedzkiej.
Zabudowania wsi Roset lewe skrzydło.
Dowódca dwóch podwójnych kompani krajowej piechot szwedzkiej czół jak zaciskają się kleszcze szwedzkiego potwora. Od strony wsi z pobliskich domostw byli już pod ostrzałem wrogich muszkieterów. Środkiem zbliżała się do nich Aldesfana.. a od boku flankowało liczna licząca kilka kompani Rajtaria Krajowa znienawidzonego wroga.
600 piechurów przeciw dwukrotnie liczniejszemu wrogowi…
Ale wiedział że musi wytrzymać..
Wpadł na fortel aby udając łatwa zwierzynę ustawiając się bokiem do rajtarii zwabić ją do szarzy.. I tym sposobem walczyć z wrogiem w falach.
Nic z tego.. doświadczeni Szwedzi znając swoja przewagę, okrążali coraz bardziej mniej licznych Norwegów..
Kiedy wydawało się że sytuacja jest nie do uratowania, błąd popełniła niedoświadczona Aldesfana, która podjechała zbyt blisko. Krótka komenta.. plaba.. i po opadnięciu mgły widać było już jedynie zarys uciekających Szwedów.
AKT V
I kiedy już się wydawało że wszystko idzie po myśli Jørgen-a o swojej sile i legendarnych możliwościach
przypomniała artyleria szwedzka. Znając już pozycje Norwegów wypluła śmiercionośną
salwę.. większość poleciało w blok pikinierski.. przy tym wagomierzu cienkie
kirysy pikinierów stawiały opór podobny do zasłon alkowych przed nacierającym
mężem po długiej wojennej nieobecności. Mniejsze kalibry za to ładując kule grantów
uderzyły w lewą baterię Norwegów.. rozrzucając ludzi jak ziarna podczas zasiewu…
Bateria zamilkła.
Widząc to najemni pikinierzy nie wytrzymali. Większe legendy wycofywały się po
takiej kanonadzie, nawet głoś profosa zawracać na nic się tu zdał. (ps miszczu nie
zdał 3x testu na 8 :P.. z czasem było i tego więcej :P).
Widząc obraz sytuacji ruszyła kłusem Szwedzka rajtaria.. Teraz albo nigdy.
Wieś po prawej
Ścigani kolejnymi palbami Szwedzcy rekruci słysząc radosny śpiew rodaków za domostw
nabrali nowej odwagi i zawróciwszy wyciągając rapiery i pałasze obniżając je na
sztorc przy samych łbach koni ruszyli stepa.. Odwagi dodawał wyłaniający się z
wioski blog pikinierski.
Irish który wydawać się mogło zjadł zęby na wojaczce czuł ze to już koniec. Jego
dragonom rekrutowanym z plebsu nie można było odmówić ani karności ani
umiejętności strzeleckich, które nabrali zapewne kłusując po książęcych lasach.
Jednak w starciu z regularnymi jednostkami i jak i kawalerią.. wiedział ze rozsypią
się w dwa pacierze.. Cała nadzieja Tkwiła w jego postawie.
- Pierwszy rząd ognia, drugi rząd…
Padła palba raniła nacierających rajtarów ale ich nie złamała..
Doświadczony dówódca wyciągnął swój ciężki
clamerone, dodając ducha swoim ludziom.. i wtedy jego żywot odebrał zabłakany
strzał z pistoletu szarżującego rajtara.
Ciało szarpnęło do tyłu a świat zaczoł przysłaniać ciemny obraz, a w resztakch
tej poświaty ujrzał uciekających swoich ludzi sieczonych przez szwedzkich
rajtarów.. to nie tak miało się skończyć.
Zanim zdążył odejść zobaczył rabujących tabory pikinierów..
Wieś po lewej..
Rajtarzy, którzy zajęli dogodne pozycje wyjściowe ruszyli na szybko sformowana
linie norweskiej piechoty.
Słychać było kalwińską pieść bojową..
Mgła która się już przerzedziła odkryła okrutny widok 300 nacierających
rajtarów. Zwykła piechota już na sam widok by pierzchła.. ale to byli norwegowie.
Którzy choć przerażeni nie chcieli dać tak łatwo za wygrana..
I wtedy za pelcami usłyszeli krótkie komendy tak znanych im piszczałek. To z
zagajnika wyłaniała się formując linie ogniową spóźniona garnizonowa piechota,
która oparwszy o forkiety ciężkie muszkiety nazywane pieszczotliwie „hiszpankami”
brała na cel uderzająca rajtarię.
Padła śmiercionośna salwa z dwóch stron.. która przerzedziła rajtarów wyrywając
ludzkie istnienia.
Było jednak za późno, rajtarzy wiedząc że teraz albo nigdy wpadli z wściekłością
w linie piechoty, mszcząc się za poległych towarzyszy.. Choć uderzenie nie było
tak druzgocące to jednak wściekłość rajtarów nakazywała piechocie ustępować krok
po krok i tym spoosbem doprowadziła ich do ucieczki.
Jorgen widząc, mimo kolejnych znaków dźwiękowych zwiastujących jego gniew, nadal
wycofujących się pikinierów, jak i to ze jego skrzydła zostały rozbite
postanowił wydać krótkie komendy do ostatecznej obrony.
Akt VI
Dopiero wysłanie dowódcy wyższego szczebla zawróciło spanikowanych pikinierów.
Tym czasem pozostałe centrum szykowało się do odparcia ostatniego ataku obsadzając
pozostawione samotnie działa, zwracając się w strone flankującej rajtari ryzykując
ostrzał na plecy zbilżającej się szwedzkiej batalli.
Nieco po prawej stronie nacierała Rajtaria, która widząc zamieszanie w linii batalii
postanowiła uderzyć na osamotnioną krajową piechotę Norwegów.
Rajtarzy Ci jednak nie znając jeszcze upartości Norwegów nawykwszy do słabej
postawy piechoty duńskiej nie wiedzieli ze pchając się w śmiertelną pułapkę.
Kiedy byli już jakieś niecałe 50 kroków Norwegowie przyklękli ustawiając się w
tak bardzo im znaną linie salwową a z kłosów zboża spojrzała na nich lufa nie
widocznej dotychczas armatki. Co gorsza nawet piechota najemna zdążyła odwrócić
się w ich stronę.. Palba spadła z wszystkich stron..
Ale nie naraz.. po pierwszych stratach z dział i ognia najemników gdzie zachwiany
kolos kawalerii wydawał się że dojdzie linii piechoty, padła wyczekiwana do
ostatniego momentu salwa Norwegów..
Jej skuteczności mogła pozazdrościć nawet gwardia Królewska…
Resztki Rajtarów którzy zostali jeszcze przy życiu salwowało się ucieczką…
Zaś nie wzruszeni Norwegowie zwracali się w stronę opóźnionych w szarży rekrutów..
Wieś na lewo.
Rozwścieczeni Norwegowie pobiciem pobratyńców łapiąc rajtarów w krzyżowy ogień oddawali kolejne kanonady ogniowe. I nawet atak na tyły kompani niedawno zebranej adelswany nie mogł tego przerwać.
Odrzuciwszy tą śmieszną rajtarię Norwegowie uderzyli w wręcz na rajtarów. Szwedzi nękani z każdej strony ogniem i sieczeni przez piechotę musieli ustąpić.
Bitwa dobiegała końca. I choć strategicznie Szwedzi zyskali przewagę.. to w boju ciężko było wskazać zwycięzcę.
Liczne straty po obu stronach jednak były przychylne dla Norwegów, którzy nie tylko nie zostali rozbici ale ponieśli znacznie mniejsze straty.
Pozostało korzystając z nocy wycofać się i spróbować zagrodzić jeszcze raz drogę zwycięskim Szwedom.
Prolog
Zebrani żołnierze w milczeniu żegnali jednego z najbardziej cenionych swoich oficerów. Irish z prawdziwymi honorami godnymi samego generała chowany był przy osobistej świcie Jorgen-a.
Wszystkich ogarniał smutek.. poza jednym człowiekiem, który zgarbiony jak pokurcz dziwnie szyderczo się uśmiechał..
I kilka zdjęć na koniec
brawo;-)
OdpowiedzUsuńŚwietny raport :)
OdpowiedzUsuńDobrze Cię widzieć, tęskno trochę za Tobą :)
UsuńMistrzostwo, Miszczu. :)
OdpowiedzUsuńKomplement od Ciebie Piotrze smakuje podwójnie. Gdzie mi tam do Twoich mnogich raportów :)
UsuńBardzo dobre :)
OdpowiedzUsuń